Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Każesz go upiec na obiad dla męża. — rzekł, uśmiechając się złośliwie. Tylko dla męża, słyszysz?... Nie chcę, abyś nim częstowała kogo innego, wiesz... Wreszcie ostrzegam cię, że gdy przyjadę do Plassans, rozpytam się twego męża, czy smakował mu kurczak mojego chowu i dla niego przez ciebie posłany.
Przy tych słowach patrzał szyderczo na Olimpię. Już konie miały ruszyć, gdy zawołał na woźnicę, by je wstrzymał i rzekł z naciskiem:
— Pamiętaj, żebyś poszła do ojca i pomówiła z nim o tem polu, na które mam ochotę. Popatrz no jakie zboże na niem rośnie... toż to złoto nie ziemia... Powiedz ojcu, że źle robi, nie chcąc mi kupić tego szmata ziemi... Przypomnij mu, że zbyt dawno się znamy i wspólne obrabiamy interesa, by chciał mnie zbyć niczem... Nie powinien do prowadzać mnie do złości... udziel mu tej przestrogi, że mógłby źle wyjść na tem... niech się zastanowi to sam to zrozumie... ze mną trzeba być uprzejmym, bo i ja jestem uprzejmym dla rodziny... Dobrze mu to wytłomacz...
Nareszcie powóz odjechał, a Olimpia, odwróciwszy się po chwili, zobaczyła, jak wuj, wróciwszy na taras, odkorkowywał drugą butelkę, śmiejąc się do Aleksandra. Marta zaleciła woźnicy, by już nigdy nie jeździł w stronę Tulettes. Wkrótce potem, przekonawszy się, że ksiądz Faujas nigdy nie zechce jej towarzyszyć, coraz rzadziej wyjeżdżała na spacer a wreszcie zupełnie przestała