Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słyszałem, że się klecha przypiął do twojej spódnicy?... Ale klechy to ćwiki do takiej służby! Gdy posłyszałem, żeś się puściła w ten sposób, powiedziałem, że Mouret ma tylko to, na co zasługuje. Bo przecież ostrzegałem go, że nie trzeba klechom dawać dostępu a cóż dopiero wpuszczać pod własny dach na stałego mieszkańca. Oho, na miejscu twego męża zobaczyłabyś, cobym urządził z twoim świątobliwym proboszczem... Ale twój mąż postępuje jak safanduła. Niechajby do mnie przyjechał w odwiedziny, to nauczyłbym go pewnych a wypróbowanych sposobów przepłaszania takich dobrodziejów... Niech rzeknie tylko słowo, a dopomogę mu, z miłą chęcią dopomogę oczyścić dom z plugastwa,.. Ja bo znieść nie mogę tych próżniaków, żyjących z głupoty ludzkiej... Znam jednego z nich, księdza Fenil, jest moim sąsiadem... ma tutaj dom... właśnie po drugiej stronie drogi... Nie jest on lepszy od swoich kolegów, ale mnie bawi... przebiegły jest i zręczny jak prawdziwa małpa... Zdaje mi się, że nie bardzo kocha twojego proboszcza?...
Marta cierpiała tortury, lecz hamując się, rzekła, wskazując na Olimpię, która chciwie słuchała rozmowy:
— Pani jest siostrą księdza Faujas.
— To mi wszystko jedno — rzekł Macquart, bynajmniej niezmięszany. — Wszak ja nic złego na tę panią nie mówię. Popatrz na nią, a przekonasz, że nie ma ochoty gniewać się. Wreszcie