Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cenne papierki za same brzegi, zaczął niemi potrząsać, podsuwając je przed oczy księdza, poczem puścił je z ręki, rozrzucając po podłodze. Jednym susem Olimpia wydostała się z pod kołdry i w pół naga przypadła do ziemi, szybko zbierając pieniądze rzucone przez męża. Zwinęła je i włożyła pod poduszkę, niezadowolona, że ksiądz przypadkowo poznał świetny stan ich kasy. Okoliczność ta, rzeczywiście zastanowiła księdza. Zaczął się rozglądać po mieszkaniu państwa Trouche. Na komodzie stało kilka rzędów butelek ze słodkiemi wódkami, na kominie obok rozpoczętego pasztetu, widać było cukierki wysypujące się ze starego pudełka. Pokój był przepełniony świeżo zakupionemi strojami, na krzesełkach leżały suknie, zwój źle zwiniętych koronek a na klamce od okna wisiało wspaniałe czarne ubranie pana Trouche, dar żony, której się odwzajamnił, kupując niedźwiedzią skórę przed łóżko. Na nocnym stoliku obok grogu, ksiądz spostrzegł złoty, damski zegarek, spoczywający na porcelanowej podstawce.
— Kogo oni zrabowali? — pomyślał.
Wtem przypomniał sobie, że widział Olimpię całującą ręce Marty.
— Nieszczęśni — zawołał — staliście się bezczelnymi złodziejami!
Trouche powstał znów z fotela, chcąc bronić honoru, lecz żona, która też wyskoczyła z łóżka,