Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/423

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ża, która, przechylając się przez poręcz jej krzesła, wskazywała palcem, który właściwie należy wybrać kawałek. Czasami spierały się nawet, nie zgadzając w wyborze, następowało to zwykle wtedy, gdy na pieczyste była pularda lub królik. Dla większej wygody księdza, Róża podsuwała mu pod nogi wzorzystą poduszkę z kanapy. Marta zaś zażądała, by miał oddzielną dla siebie butelkę lepszego, niż oni czerwonego wina, oraz chlebek dobrze wypieczony, apetycznego złotego koloru, który codziennie sama wybierała dla niego w najlepszej piekarni. Czasami, ksiądz zwracał uwagę na troskliwe starania obu kobiet i z konieczności dziękował. Wtedy Róża przerywała mu, wołając:
— Księdzu proboszczowi jeszcze większe względy się należą... wszak to obowiązek, najprostszy obowiązek zniewala nas do dbania o takiego człowieka! Inaczej spadłaby na dom zasłużona kara Pana Boga...
Pani Faujas siadała do stołu naprzeciwko swego syna, i widząc pieszczotliwe zabiegi, jakich był celem, uśmiechała się z zadowolenia. Nie dziwiła się temu, uznając za właściwe i naturalne, by wszyscy, padłszy na kolana, czcili go tak jak ona, wszakże Marta i Róża zyskiwały w ten sposób coraz wyraźniejszą sympatyę starej kobiety. Sama jadła dużo, zwolna i rozważnie, z prawdziwie chłopskim apetytem, lecz chociaż mogło się wydawać, że wyłącznie była zajętą swoim talerzem, zważała na najdrobniejsze szczegóły. Ona była tu