Dezyderya miała lat siedemnaście, zawsze jednak śmiała się po dawnemu, jak dziecko kilkoletnie. Fizycznie była ładną, silnie rozwiniętą kobietą o pięknym biuście i ramionach. Rozrosła się jak bujna roślina, zadowolona, że żyje i oddycha. Zmiany, zaszłe w domowem otoczeniu minęły i pozostawały niedostrzeżone przez to dorosłe niewiniątko. Nie czuła pustki i smutku.
— Ojcze, dla czego się nie śmiejesz? — pytała. — Chodź ze mną do ogrodu, będziemy skakać przez sznurek... Powiadam ci, że nie ma nic przyjemniejszego.
Dezyderya przywłaszczyła sobie całą część ogrodu i bezustannie tam kopała, sadziła, polewała. Nie czuła zmęczenia, zajmując się tego rodzaju robotami, upatrując w nich największą swą radość. Chowała teraz kury, które wypuszczała na ogród a następnie po macierzyńsku czyniła im wymówki, że zjadają i psują jarzyny. Bawiąc się w ten sposób brudziła się bardzo i nigdy jej teraz nikt nie widywał czystą.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/411
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
XVI.