Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uprzejmie — rzekła Marta, która była kobietą wyrozumiałą i współczującą nędzy.
— Tak, ma głos łagodny, gdy mówi uprzejmie, ale słyszałaś go przecież jak huknął opryskliwie gdy się dowiedział, że mieszkanie jest puste! Jemu się chciało meblowanego mieszkania za sto piędziesiąt franków rocznie! To mi frant! Jestem ciekaw, jak się też umeblują?... Lecz byle mi płacili, reszta mnie nie obchodzi... w najgorszym razie odwołam się do księdza Bourette... przecież to on wyszukał mi takich lokatorów.
Rodzina państwa Mouret gardziła dewocyą. Nawet dzieci zaczęły się wyśmiewać z księdza i jego matki. Oktawiusz naśladował ją, wyciągając szyję i rozglądał się po kątach, zupełnie z jej giestami. Dezyderya śmiała się serdecznie, patrząc na miny brata.
Sergiusz, o wiele od nich poważniejszy, zaczął bronić „tych biednych ludzi nowo przybyłych“.
W zwykłych okolicznościach Mouret kładł się spać o godzinie dziesiątej, siady wał nieco dłużej jedynie wtedy, gdy mógł grać w pikietę. Dziś wszakże było po jedenastej a Mouret nie ruszył się jeszcze z miejsca, przedłużając gawędkę o niezwykłych wydarzeniach, zaszłych w ich domu. Dezyderya, osunąwszy głowę na kolana matki, spała od kwadransa, chłopcy poszli również na spoczynek do swojego pokoju, lecz Mouret opierał się senności i, siadłszy naprzeciwko żony, nie przestawał mówić. Niespodziewanie zaskoczył ją pytaniem: