Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szy materac rzuciła przez próg do drugiego pokoju i powiedziała, że będzie spała, jak w raju. W żaden sposób nie mogłam jej namówić, aby sobie wygodniej posłała. Powiedziała mi, że jej nigdy nie jest zimno i że głowę ma tak twardą, iż chociażby ją na noc złożyła na kamieniu, to także spać będzie jak na poduszce. Zaniosłam im na górę karafkę z wodą, szklanki i cukier, tak jak pani mi rozkazała... podziękowali a potem odeszłam. O, to jacyś ludzie całkiem odmienni od tutejszych...
Róża podała resztę obiadu, który dziś wyjątkowo się przedłużył. Tematem ogólnej rozmowy byli nowo przybyli lokatorzy. Fakt ten przerwał monotonny spokój życia rodziny Mouret. Każdy teraz dorzucał swój pogląd, swoje spostrzeżenia uczynione nad księdzem Faujas i starą jego matką; zwłaszcza Mouret, lubujący się w rozwałkowywaniu miejskich ploteczek, silił się na dowcipy, śmiał na całe gardło i łokcie położywszy na stół, powtórzył przynajmniej po raz dziesiąty:
— Nie ma co mówić, Besançon złożyło miastu Plassans wspaniały podarunek, przysyłając takiego księdza! Czyście widzieli jego sutanę z tyłu?... Powiadam wam, taka wysiedziana, że aż wstyd bierze patrzeć! Wątpię, by nasze dewotki zaczęły się roić koło tej obdartej sutany! Wogóle dewotki kręcą się około ładnych księży, przybranych w ładne sutany.
— Ksiądz ma dziwnie łagodny głos, gdy mówi