Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

strzegłszy na przeciwnym krańcu zaułka grupę osób, otaczających podprefekta, przybrali surowo poważny wyraz twarzy. Ze swej strony pan Péqueur des Saulaies wyprostował się, starając się nadać swej postawie wygląd należny oficyalnemu stanowisku przedstawiciela władzy w mieście Plassans. Pani de Condamin, rozśmieszona, wesoła, trzpiotała się bezustannie i, szeleszcząc strojną różowo-szarą suknią paryzką, przesuwała się wzdłuż muru w tę lub drugą stronę, napełniając wdziękiem i światowem ożywieniem cichy i pusty zwykle zaułek. Jedno i drugie towarzystwo przyglądało się sobie nawzajem, rzucając ku sobie powściągliwe, baczne spojrzenia, stojąc na stanowiskach neutralnych, tuż przy drzwiach przynależnych ogrodów, podczas gdy ksiądz Faujas pozostawał niewzruszenie na progu furtki, to jest w pośrodku. Wciąż niby zajęty liczeniem punktów, udawał; że nie spostrzega stojących na przeciwnych krańcach dwóch towarzystw nieprzyjaznych, lecz bawił się kłopotliwem ich położeniem, porywając wewnętrzną uciechę udaną nieświadomością drażliwości chwili obecnej.
Wprawna gra oraz wytworna zręczność ładnego księdza Surin zachwycała wszystkich obecnych. On zaś, czując zwróconą na siebie uwagę, popisywał się z prawdziwem roznamiętnieniem aktora pragnącego oklasków. Wymyślał coraz to nowe utrudnienia w grze, okręcał się przed podchwyceniem wolanta, chwytał go na rakietę, nie patrząc,