Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zapadło milczenie. Pan de Bourdeu w dalszym ciągu kreśląc laską po alei ogrodowej, wykończał głowę, dodając jej brodę spiczasto-przystrzyżoną.
— Ksiądz Faujas jest przedewszystkiem sługą bożym, kapłanem a jako taki nie posiada żadnych opinij politycznych — rzekł sucho, jakby dla zakończenia rozmowy.
— Ja też jestem tego zdania o naszym proboszczu — oświadczył pan Rastoil. — W pierwszych czasach, gdy się pomiędzy nami ukazał, czyniliśmy mu zarzut z jego obojętności w sprawach polityki, lecz teraz rozumiem go i najzupełniej pochwalam jego wstrzemięźliwość. Wiecie dobrze, ak żyje, jak czas spędza i doprawdy nic nie można mu zarzucić. Wszystko jest jasne, proste, każdemu wiadome. Czy kto go widział w podprefekturze?... Noga jego tam nie postała. Zachowuje się taktownie i ze wszech miar zasługuje na uznanie... Gdyby był bonapartystą, nie miałby żadnej racy i tego ukrywać.
— Tak, nie miałby żadnej racyi... wszak oni dziś rządzą.
— Prócz tego, sposób życia księdza Faujas zasługuje na bezwarunkowe uwielbienie. Moja żona i mój syn, codziennie mi o nim opowiadają rzeczy budujące... czasami bywam tem wzruszony aż do głębi serca.
W tej właśnie chwili doleciały z zaułka głośniejsze jeszcze śmiechy i słychać było wyraźnie głos księdza Faujas, składającego powinszowania