Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

co ma szyi, tak dalece był rozbawiony i grą przejęty.
— Księże proboszczu — rzekł, stojąc na stanowisku — zechciej być naszym sędzią i licz nasze punkty!
Ksiądz Faujas uśmiechnął się z ojcowską pobłażliwością i wsunąwszy brewiarz pod pachę, stanął na progu furtki. Przez roztwartą bramę parku podprefektury, można było widzieć pana Péqueur des Saulaies, siedzącego w gronie znajomych przed stawem zdobiącym ogród. Ale proboszcz, nie patrząc w tamtą stronę, stał na obranem przez siebie miejscu na progu i znaczył punkty, chwaląc grę młodego księdza, oraz pocieszając mniej wprawne panny Rastoil.
— Wiesz co, mój kochany — szepnął pan de Condamin do podprefekta — źle robisz, nie zapraszając na wieczory tego ładnego kawalera, bo chociaż nosi sutanę, pewien jestem, że umie tańczyć, zwłaszcza walca a jak widzisz, potrafi bawić panny, niezawodnie i mężatkom prawi komplimenty...
Pan Péqueur des Saulaies, prowadząc ożywioną rozmowę z panem Delangre, udał że nie słyszy żarcików pana de Condamin i z przejęciem mówił dalej do mera:
— Doprawdy, nie wiem, mój drogi, gdzie i kiedy potrafiłeś go poznać tak dokładnie i tyle cnót i mądrości w nim dopatrzeć. Mojem zdaniem należy się raczej strzedz waszego księdza Faujas. O jego przeszłości krążą wcale nieciekawe rzeczy... Więc