Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widziałem co najmniej dziesięć razy tę babę chyłkiem wychodzącą lub wchodzącą do księdza Fenil... Knują jakieś sprawy na spółkę... Ona nienawidzi księdza Faujas i łowi każdą sposobność by mu zaszkodzić... musiał kiedyś nastąpić na tę żmiję, któraby go wciąż kąsać chciała. Żeby nie była tak potwornie szpetną, tobym jej powiedział, za złą obrała drogę... jeżeli z niej nie zejdzie, to nigdy nie ujrzy swego męża na wyższym urzędzie.
— Dla czego?... Nie rozumiem znaczenia słów wyrzeczonych przez pana — szepnęła Felicya, przybrawszy minę naiwną i zadziwioną.
Pan de Condamin popatrzał na nią zaciekawiony, lecz ona wytrzymała wzrok jego zwycięzko. Roześmiał się więc i, nie dając bliższych objaśnień, potrząsnął głową na znak, iż wie, co o tem pytaniu mu sądzić należało.
Procesya znikła, zakręciwszy w aleję Sauvaire. Wówczas kilka osób, zaproszonych przez panią Rougon dla przypatrywania się uroczystości, odstąpiło od okien i zasiadło na fotelach zielonego salonu, rozmawiając o doznanych wrażeniach, o piękności ołtarza, urządzonego przez panią de Condamin, o nowych chorągwiach przeróżnych bractwa przedewszystkiem o dziewczątkach z ochronki pod wezwaniem Przenajświętszej Panny, które, parami idąc w orszaku procesyjnym, zwracały ogólną uwagę. Panie zachwycały się tym widokiem, powtarzając przytem nazwisko księdza Faujas, czcigodnego założyciela pożytecznej instytucyi.