Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zawsze byłam najmocniej przekonana, iż ksiądz Faujas jest świętym i rozumnym człowiekiem. Lecz na nieszczęście tylu jest złych ludzi na świecie! Wszakże od czasu gdy zaczął być codziennym gościem w domu państwa, przestano go obgadywać... nikt nie ma odwagi na dalsze szerzenie potwarzy... Więc droga pani powiada, że to głównie on jest projektodawcą naszej ochronki?... Trzeba go będzie zmusić, aby stanął na czele tej pożytecznej instytucyi... Teraz jednak przedwcześnie jeszcze o tem mówić... Pragnęłabym tylko, aby droga pani zechciała pamiętać, iż ja zawsze od początku byłam gorącą wielbicielką cnót księdza Faujas, którego uważam...
— Ja też jestem o nim jak najlepszego zdania, przerwał żonie nadzorca wód i lasów. Rozmawiałem z nim i mam sąd wyrobiony, iż jest to najzacniejszy człowiek.
Pani de Condamin, zniecierpliwiona wdaniem się do rozmowy męża, nakazała ma giestem milczenie, przyzwyczaiła się bowiem do traktowania go z góry, nieledwie jak lokaja. Różnie mówiono w mieście o wiarogodności małżeństwa pana de Condamin, lecz na odwrót przyjętym obyczajem w podobnych okolicznościach, dawano mu to uczuć niejejednokrotnie w sposób dotkliwy, podczas gdy z nią obchodzono się z wyszukaną i dyskretną pobłażliwością. Niewiadomo zkąd zwieziona przez niego do Plassans młoda kobieta, na tyle była zręczną