Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale pani de Condamin natychmiast opowiedziała mężowi o projekcie Marty a on słuchał swobodnie, wreszcie z wielkiem uznaniem dla szczytnej moralności podobnego pomysłu. Zwróciwszy się ku pani Mouret rzekł z powagą tak głęboką, iż można było przypuszczać ukrytą pod nią ironię:
— Tylko serce wzorowej matki mogło odczuć naglącą potrzebę podobnego zakładu. Plassans zawdzięczać będzie pani wiele, staniesz się past prawdziwą dobrodziejką naszego miasta... obycia je ulegną poprawie...
Marta zarumieniła się, słysząc tyle pochwał, dla usprawiedliwienia rzeczy szepnęła:
— To nie mój pomysł... zrodził się od w głowie człowieka, którego wysoko cenię i niezmiernie szanuję...
— Któż to taki? — zapytała z ciekawością pani de Condamin.
— Ksiądz Faujas.
Z wielką prostotą, Marta opowiedziała historyę powstania owego projektu, omijając wszakże raj lżejszą aluzyę, co do wynikłego skandalu w Plassans. Przedstawiła przytem księdza Faujas jako niezwykle szlachetnego człowieka, który czyni jej niewymowną łaskę bywania w jej domu i wypowiadania swych poglądów. Pani de Condamin słuchała, kiwnięciami głowy przyłączając się do słów Marty a gdy ta zamilkła, zawołała z żywością: