Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

krzyżem zasłoniętym muślinową opończą. Ten ksiądz w sutanie zawalanej wapnem, korzący się teraz przed ołtarzem — dziwae wywarł na niej wrażenie. Przypomniała sobie wreszcie, że znajduje się w kościele i zaniepokojona szła ciszej, postanawiając mówić mniej głośno, gdy ksiądz Faujas podał jej końce palców, umoczywszy je w święconej wodzie. Nie miała odwagi odmówić, więc przeżegnała się ogarnięta jakąś nieznaną sobie trwogą, po czem wysunęła się z kościoła a podwójne drzwi, grubo suknem obite, zamknęły się za nią ze stłumionym odgłosem.
Marta poszła ztąd prosto do pani de Condamin. Szła rozmarzona, radosna, szczęśliwa z przechadzki, od której prawie odwykła. Myślała o wizytach, które postanawiała złożyć i wydało się jej, iż używa niezwykle miłej rozrywki. Pani de Condamin przyjęła ją z wybuchami uprzejmej grzeczności, unosząc się nad dobrocią tej kochanej pani Mouret, tak wogóle niełaskawej, gdy idzie o złożenia wizyty życzliwym jej osobom. Dowiedziawszy się o przyczynie odwiedzin, oświadczyła swą gotowość zajęcia się projektem Marty, uważając myśl założenia ochronki za rzecz godną najżywszego poparcia.
Pani de Condamin ubraną była w śliczną suknię blado-fiołkowego koloru, przybraną wstążkami jasno popielatemi. Stroje sprowadzała z Paryża, również jak umeblowanie wykwintnego swego mieszkania. Grała ona w Plassans rolę paryżanki