Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie słyszał z tego, o czem mówiła przez cały wieczór z księdzem Faujas.
— Tak, jutro wyjdę. Muszę być w kościele o umówionej godzinie. Mam różne sprawy do załatwienia z księdzem Faujas. Dziś już jest zbyt późno, bym ci o tem mówiła. Dowiesz się jutro.
Stanął jak wryty i z podziwianiem patrzał na żonę, przypuszczając, iż powiedziała to tylko na żart. Widząc wszakże poważną twarz Marty uśmiechnął się złośliwie, niedowierzająco pokręcił głowę, lecz nie chcąc psuć humoru, rzekł ze śmiechem:
— Ty... do kościoła?... i to dla załatwiania spraw z moim przyjacielem księdzem Faujas? No, no, nigdybym tego nie przypuścił, iż zaczniesz latać po kościołach i to jeszcze dla widzenia się z temi tonsurowanymi nosicielami sutan!... Wszak dotychczas żaden z nich nie cieszył się twojemi względami.