Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po przeciwnej stronie stołu, w pobliżu pieca, Marta rozmawiała z księdzem Faujas. W ustronnym tym zakątku mogło się im wydawać, iż byli tylko we dwoje, sami, mieli bowiem pewność, iż pogrążeni w pikiecie gracze nie słyszą treści ich rozmowy. Ksiądz Faujas podwójnie gardził kobietą, raz jako mężczyzna, powtóre jako ksiądz. Częstokroć zdarzało się w rozmowie, iż ta jego pogarda ujawniała się niebacznie wyrzeczonem słowem, wówczas Marta spoglądała na niego lękliwie, jakby przerażona niespodziewanem niebezpieczeństwem lub groźbą. Innemi razy, zapomniawszy z kim rozmawia, śmiała się swobodnie, gdy naraz, spojrzawszy na sutanę księdza, urywała nagle rozpoczęte opowiadanie lub żart, wymawiając sobie nierozważny swój postępek. Zdaniem jej, nie należało tak swobodnie i po koleżeńsku rozmawiać z księdzem. Te wszystkie przyczyny sprawiały, iż krępowali się wzajemnie i przez długi czas rozmawiali z sobą etykietalnie lub też ogólnikowo banalnie.
Ksiądz Faujas nie stawiał jej nigdy pytań dotyczących jej spraw najbliższych, to jest męża, dzieci lub domu. Pomimo to, ze zdań oderwanych, mógł sobie teraz odtworzyć całą przeszłość i teraźniejszość życia Marty. Codziennie dowiadywał się nowego jakiego szczegółu. Pewnego razu zauważył, iż wielkie podobieństwo rysów istnieje pomiędzy państwem Mouret.