Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drzew wymarznie... Wreszcie chociażby u nas, w mieszkania — a woda w dzbanku zamarzła, mimo że ognia nie żałujemy... Prawdę powiedziawszy, to tylko tutaj, w pokoju stołowym jest zupełnie ciepło, bo pokój niewielki i do pieca się ciągle dokłada.
Rzeczywiście tak było jak mówił Mouret. Stołowy pokój był najstaranniej zabezpieczony od zimna, okna i drzwi były poobijane krajką a piec kaflowy ogrzewał lepiej powietrze, aniżeli kominki na pierwszem piętrze. Rodzina przesiadywała najchętniej dokoła stołu w jadalnym pokoju. Po obiedzie dzieci bawiły się przy świetle lampy a Mouret przymuszał żonę do grania i nim w pikietę. Była to prawdziwa męczarnia dla Marty. Przez długi czas wymawiała się wstrętem, jaki miała do gry w karty, lecz Mouret postawił na swojem i chociaż z wielkim trudem, lecz nauczył Martę grać w pikietę. Odtąd grywać z nim musiała każdego wieczora.
Mówiąc dziś z żoną o lokatorach z drugiego piętra, Mouret po chwili namysłu rzekł:
— Wiesz co, trzeba ich zaprosić, by z nami spędzili wieczór... Przynajmniej trochę się ogrzeją, a nam będzie mniej nudno w ich towarzystwie. Zaproś ich. Przypuszczam, że nie ośmielą się odmówić.
Nazajutrz spotkała się z panią Faujas w sieni i poprosiła ją wraz z synem na dzisiejszy wieczór.