Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cież teraz każdemu zimno, chociażby ciepło był ubrany... temwięcej jemu...
— Patrz a pomimo swego ubóstwa zapłacił nam komorne z góry... Na pewno nigdy nie znajdziesz lepszego lokatora... ani się nawet wie, że są obcy ludzie pod naszym dachem... takich cichych i spokojnych, jak on i jego matka, musi być niewielu.
— O jestem przekonany, że nie mógłbym znaleść lepszych lokatorów!... Jeżeli byłem trochę złośliwy, mówiąc dziś o nim, to zwłaszcza z powodu, iż chciałem dać ci przykład twojej wiecznej niedbałości na wszystko, co się dzieje dokoła ciebie... A tu, co o nim mówią?... Cóż mnie to może obchodzić! Znam przecież szubrawców uczęszczających do zielonego salonu twojej matki!... Kłamstwo, obłuda, obmowa — oto są rzeczy, uprawiane przez tych panów. Zaczynam też wątpić w wiarogodność wieści, jakie rozpuszczają o księdzu Faujas. Chcę wierzyć, iż nie zadusił owego proboszcza i nie podpisywał weksli cudzem nazwiskiem. Dla tego też powiedziałem pani Paloque: „Zamiast surowo sądzić innych, bądźmy mniej pobłażliwymi dla siebie samych“. Tem lepiej, jeżeli zrozumiała, że do niej właśnie piłam!
Mouret kłamał. Nic bowiem podobnego nie powiedział pani Paloque. Lecz łagodność Marty i współczucie, jakie wyraziła, mówiąc o ubóstwie księdza Faujas, wywołały nagły zwrot w umyśle jej męża. Zawstydził się swych napaści i szyderstwa w obec ludzi, którym osobiście nie nie miał