Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/725

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o niedorzeczne pragnienie miłości, tę chęć życia, tę nadzieję, że kiedyś w przyszłości wszystko na lepsze się obróci?... Czemuż nadzieja ta wiedzie nas nieustannie ku jakimś odległym nieznanym krainom?... Czemuż każdy z nas podobnym jest do dziecka, które raduje się nadzieją rozrywki przyrzeczonej mu a z dnia na dzień odkładanej?...
Następnie, zawróciwszy na ulicę Chaussée d’Antin, pani Karolina przestała nawet rozmyślać nad temi kwestyami. Filozofka, uczona i literatka, ustąpiły miejsca kobiecie, znużonej daremnem poszukiwaniem przyczyn pierwotnych. Teraz już pani Karolina cieszyła się szczerze tero, że niebo jest jasne i pogodne, że czuje się zdrową i pełną energii, że drobne jej stopy stąpają śmiało po asfaltowym chodniku... Ach!... czyliż istnieje jakakolwiek rozkosz, wyższa nad rozkosz płynącą z życia samego, z poczucia swego istnienia?... Życie musi pozostać takiem, jakiem jest i chociaż ohydne nieraz, zawsze przecież podnieca w nas nadzieję...
Wróciwszy do swego mieszkania, które nazajutrz opuścić miała, pani Karolina poukładała wszystkie rzeczy w kufrach, poczem rozglądając się po pustej już prawie pracowni, spostrzegła wiszące na ścianach plany i akwarele, które zamierzała zwinąć i związać w rulon w ostatniej chwili. Ale przy wyjmowaniu gwoździków, któremi rysunki przytwierdzone były do muru, ty-