Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/677

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dochodzące z alkowy zmieniły się w głośne szlochanie.
— Ach! mamo! mamo! oni mnie zabiją! — wołała z łóżka Alicya! — Oddaj im wszystko! Niech wszystko zabiorą! O! mamo! niech oni wyjdą!... Oni mnie zabiją!
Hrabina rozpaczliwie załamała ręce. Boże! więc córka jej wszystko słyszała i teraz umiera ze wstydu!... Rzuciwszy Buschowi klejnoty, zostawiła mu zaledwie dość czasu, aby zdążył w zamian położyć na stole rewers hrabiego i wypchnęła go za drzwi. Lichwiarz podążył za Leonidą, która tymczasem już się była wysunęła niepostrzeżenie, hrabina zaś weszła do alkowy i nawpół przytomna padła na łóżko Alicyi. Obie kobiety złamane, przygnębione płakały gorzkiemi łzami rozpaczy.
Pani Karolina, drżąca z oburzenia, chciała już wdać się w tę sprawę, nie mogąc patrzeć obojętnie jak niegodziwy Busch pastwił się nad nieszczęśliwemi kobietami. Ale wysłuchawszy całej tej historyi i zrozumiawszy, że pośrednictwo jej nie zdoła powstrzymać skandalu, stała w milczeniu: znała bowiem Buscha i wiedziała, że nie zawaha się on przed wprowadzeniem w czyn swoich pogróżek. Zresztą i ona także ozuła się onieśmieloną wobec niego z powodu łączącej ich tajemnicy. Boże! ileż tu cierpień! ile brudów!... Mimo woli zadawała sobie pytanie, co ją tu przywiodło, skoro nie umie znaleźć ani jednego słówka zdro-