Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/623

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w domostwie wynajętem, stwierdzili jawnie nędzę swoją i upadek?...
Pewnego dnia pani Karolina zobaczyła obie panie zajęte praniem bielizny w malej altance ogrodowej. Stara, zniedołężniała prawie kucharka w niczem już nie była im pomocą; podczas ostatnich mrozów musiały one nawet pielęgnować ją w chorobie; nie o wiele użyteczniejszym stał się teraz mąż jej, który przedtem pełnił zarazem obowiązki szwajcara, stangreta i lokaja, a obecnie z największym wysiłkiem zamiatał dziedziniec i rozciągał opiekę nad jedynym koniem, równie jak on starym i niedołężnym. Wobec tego obie panie zmuszone były energicznie zająć się gospodarstwem: Alicya rzucała nieraz pędzel, aby ugotować zupę, która nader skąpo wystarczała dla pożywienia czterech osób; hrabina okurzała meble, naprawiała ubranie i obuwia, wymyślając tysiące najbardziej drobiazgowych oszczędności i ciesząc się w duchu, że mniej zużywa się miotełki, mniej się gubi i łamie igieł, mniej wypotrzebowywa nici, odkąd każda robota przechodzi przez jej ręce. Ilekroć zjawił się gość jakiś, obie natychmiast przerywały zajęcia, odrzucały fartuchy i zjawiały się w salonie jak panie domu o białych, bezczynnością wydelikaconych rączkach. Gdy ukazywały się na ulicy, pozór zewnętrzny także był zachowanym: karetka zawsze tak samo jak dawniej zaprzężona wiozła je po sprawunki lub z wizytami; obiady wydawane co