Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w krainie bezwzględnej sprawiedliwości. Idea miłosierdzia gniewała go i oburzała: miłosierdzie — to jałmużna, to nierówność dobrocią ludzką uświęcona. Sprawiedliwości się domagał, żądał aby uznano prawa jednostki i utworzono z nich niewzruszoną podstawę nowej organizacji społecznej. Idąc za przykładem Karola Marksa, z którym stałą korespondencyę prowadził, całemi dniami studyował tę organizacyę, zapisywał cyframi niezliczoną ilość papieru, na naukowych fundamentach opierał i wznosił rusztowanie tego gmachu, mającego wszystkim szczęście zapewnić. Odbierał kapitały jednym, aby je między innych rozdzielić, jednym zamachem pióra przeistaczał finansową postać świata, siadując w tym pustym pokoju, nie znając żadnych namiętności, prócz marzeń swoich, nie czując potrzeby zadowolenia żadnych pragnień, prowadząc życie tak wstrzemięźliwe, że brat zmuszał go nieraz do zjedzenia mięsa lub do wypicia kieliszka wina. Sam zabijając się pracą i żyjąc niczem prawie, domagał się aby praca zastosowana do sił każdego człowieka zapewniała mu uczynienie zadość wszystkim potrzebom. Prawdziwy to był mędrzec, czysty i łagodny; zamiłowany w swych studyach, obcy wszelkim troskom powszedniego żywota. Już od zeszłej jesieni zagrożony suchotami, kaszlał coraz silniej, nie raczył jednak zwrócić na to uwagi, nie pomyślał o zaoszczędzeniu swych sił.