Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/611

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Saccard wzruszył ramionami, rozdrażniony tym dowodem rozumu i przenikliwości swego nieprzyjaciela.
— Ach! Grundermann pozuje na człowieka wspaniałomyślnego!... zdaje mu się, że mnie zabije swoją bezinteresownością.
Przez chwilę wszyscy milczeli, wreszcie pani Karolina, która dotąd ani razu nie wtrącała się do rozmowy, uczyniła uwagę:
— Mój drogi, nie przerywałam bratu, chcąc, aby ci wypowiedział boleść, jakiej doznać musiał, dowiedziawszy się o opłakanym stanie rzeczy... Co do mnie, zdaje mi się, że zapatruję się jasno na nasze położenie i że nic grozić nie może memu bratu wtedy nawet, gdyby sprawa najgorszy przyjęła obrót. Wiesz, po jakim kursie sprzedałam nasze akcye; nikt zatem nie miałby prawa zarzucać Jerzemu, że osobiste korzyści skłaniały go do podtrzymywania zwyżki... Zresztą gdyby nawet doszło do katastrofy, wiemy oboje, co nam uczynić należy. Nie podzielam niezachwianej twojej ufności, straciłam już wszelką nadzieję, przyznaję jednak, że masz słuszność, twierdząc, że trzeba wytrwać mężnie do ostatniej chwili. Możesz być pewien, że mój brat nie należy do tych, którzy usiłują zniechęcić cię lub rozczarować.
W tej chwili czuła się dziwnie wzruszoną i gotową do pobłażliwości dla tego człowieka tak niezłomnej energii, nie chciała jednak okazać mu swej słabości, widząc jasno całą potworność tego,