Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/593

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kowym i renty rozlegały się rozpaczliwe, stłumione krzyki; coraz liczniejsze gromady skupiały się w około trzech taksatorów, którzy siedzieli wzniesieniach, trzymając pióra w rękach. W tejże chwili Mazaud, który z całej siły ściskał oburącz aksamitną poręcz, spostrzegł po przeciwnej stronie Jacoby’ego, krzyczącego basowym głosem:
— Mam Powszechne!.. Po 2,800, daję Powszechne!
Był to ostatni kurs małej giełdy z poprzedniego wieczoru. Mazaud uznał za stosowne przystać na tę cenę w nadziei, że tym sposobem uda mu się natychmiast ograniczyć zniżkę. Pomimo panującej wrzawy rozległ się donośnie piskliwy jego głos.
— Biorę po 2,800!.... Proszę dawać trzysta Powszechnych!
Dzięki temu ustanowiono zatem pierwszy kurs, którego Mazaud nie był jednak w stanie utrzymać. Ze wszystkich stron napływały nowe zaofiarowania. Półgodzinna rozpaczliwa walka doprowadziła do tego jedynie, że kursy spadały wolniej i mniej gwałtownie. Mazaud dziwił się, dlaczego kulisa go nie podtrzymuje i co robi Nathansobn, od którego spodziewał się on zlcoeń kupna. Znacznie później dopiero dowiedziano się o zręcznej taktyce Nathansohna, który, dzięki żydowskiemu sprytowi odgadłszy istotny stan rzeczy, kupował ciągle dla Saccarda a sprzeda-