Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/577

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mann poddawał się podobnemu zniechęceniu, jakie niejednokrotnie ogarnia najmężniejszych nawet wojowników w przeddzień walki, chociaż wszystko — zarówno ludzie jak i okoliczności — sprzyjać im się zdają. Wzrok jego, tak zwykle bystry i potężny, zaćmił się teraz z powodu mglistości i tajemniczości operacyj giełdowych, przy których nigdy niczego pewnym być nie można. Nie ulegało wątpliwości, że Saccard grał i spekulował... Czy on to czynił jednak na rachunek klientów, czy też na rachunek samego towarzystwa — tego Gundermann przeniknąć nie mógł tembardziej, że ze wszystkich stron dochodziły go najsprzeczniejsze pogłoski. Co chwila drzwi jego gabinetu otwierały się i zamykały z trzaskiem; wszyscy urzędnicy drżeli, lękając się jego gniewu, remisyerzy przyjmowani niezwykle szorstko, uciekali jak najśpieszniej.
— Ach! to pani! — zawołał Gundermann, nie witając nawet baronowej. — Nie mam dziś czasu na rozmowy z kobietami.
Zmieszana takim wstępem, baronowa zapomniała o wszelkich przygotowaniach i odrazu zdradziła się z ową wiadomością, która ją tu sprowadzała.
— Czy nie znalazłbyś pan czasu wtedy nawet, gdyby ta kobieta przyszła panu oznajmić, że Bank powszechny goni ostatkiem grosza w skutek zakupów, jakie poczynił i że chcąc podtrzymać walkę, zmuszony jest do dyskontowa-