Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/571

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niejszych jego zabiegów, dnia 5-go stycznia kurs obniżył się o czterdzieści franków. Za Powszechne płacono już tylko trzy tysiące. Odtąd codzień toczyła się trudna a zacięta walka: 6-go stycznia akcye się podniosły, 7-go i 8-go spadły znowu. Był to prąd nieprzeparty, który stopniowo pogrążał Saccarda w przepaść upadku. Bank powszechny miał stać się kozłem ofiarnym, ponieść karę za wszystkie zbrodnie i szaleństwa popełnione przez mnóstwo innych mniej wybitnych instytucyj, przez tysiące podejrzanych przedsiębiorstw, rozdymanych reklamą a wyrastających jak robaczywe grzyby na zgniłym gruncie rządów bonapartystowskich. Saccard, miotany niepokojem, ani jednej nocy oka nie zmrużył, a jednak każdego popołudnia zajmował pod filarem stanowisko swoje na placu boju i nie wyrzekał się nadziei, że kiedyś jeszcze odniesie zwycięztwo. Podobny mężnemu wodzowi ufającemu w doskonałość swoich planów, walczył on zapamiętale, bronił mężnie każdej piędzi ziemi, poświęcając ostatnie szeregi żołnierzy, wypróżniając kasy towarzystwa z ostatnich worków złota, nie tracąc nadziei, że tym sposobem zabarykaduje drogę napastnikom. Dnia 9-go stycznia raz jeszcze odniósł zwycięztwo. Zniżkowcy cofnęli się przerażeni, zadając sobie pytanie, czy likwidacya półmiesięczna miałaby raz jeszcze ogołocić ich kieszenie?... Saccard, pozbawiony wszelkich środków, zmuszony do puszczenia w obieg papieru,