Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/496

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gła ciekawości przekonania się jak jest zbudowany Sabatini — to według wszelkiego prawdopodobieństwa — mogła jej także przyjść ochota zobaczenia, jak wygląda z bliska taka ruina.
— Nie zapierajże się pan tak uparcie. Kobieta, która gra na giełdzie, gotowa jest rzucić się w objęcia posłańcowi ulicznemu, byle tylko przyniósł ej poważne zlecenie.
Jantrou srodze tem porównaniem dotknięty, starał się jednak to ukryć i śmiejąc się na cały głos, obstawał wciąż przy tem, że baronowa przyszła do redakcyi, aby zasięgnąć jego rady w kwestyi jakiegoś ogłoszenia czy też reklamy.
Saccard wzruszył lekceważąco ramionami, pragnąc położyć koniec tej rozmowie, która w gruncie rzeczy żadnego dlań nie przedstawiała interesu. Chodził wzdłuż i wszerz po pokoju, to znów stawał przed oknem i przypatrując się ulicy brudnej i błotem pokrytej, urywanemi słowy wypowiadał swe zadowolenie... Wczoraj znowu akcye Banku powszechnego podniosły się o dwadzieścia franków! Ale cóż to znaczy, u dyabła, że sprzedawcy tak się zawzięli? bo zwyżka doszłaby do trzydziestu franków gdyby nie to, że znowu cała paka akcyj spadła niespodzianie na rynek. Saccard dziwił się temu, nie wiedząc, że to pani Karolina sprzedała znowu tysiąc akcyj — chciała bowiem spełnić polecenie dane jej przez brata, a zresztą ciągła ta zwyżka wydawała się jej samej nierozsądną i zagadkową. Wobec wzra-