Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/491

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rannej sceny. Wyobrażała już sobie jak opisywać mu będzie walną tę bitwę, okrutny szturm do ich mieszkanka i bohaterskie odparcie napastników. Serce biło jej gwałtownie, gdy skręciwszy na ulicę Legendre weszła do małego lecz wygodnie urządzonego domku, w którym spędziła lata dziecięce, a w którym spodziewała się teraz znaleźć ludzi obcych sobie zupełnie, tak dalece atmosfera zmieniła się tu i ochłodziła. Zastawszy rodziców przy śniadaniu, usiadła wraz z nimi do stołu, aby ich tem przychylnie; dla siebie usposobić. Podczas śniadania przez cały czas trwała rozmowa o zwyżce akcyj Banku powszechnego, których kurs podniósł się znowu o dwadzieścia franków. Marcela nie mogła ochłonąć ze zdziwienia spostrzegłszy, że matka jej — która dawniej drżała ze strachu na samą myśl o jakiejkolwiek spekulacyi — teraz zapalona do wielkich szans losu, więcej niż ojciec rozgorączkowana i zacietrzewiona do gry, czyniła mu wciąż wyrzuty za nieśmiałość. Raz nawet wybuchnęła gniewem, zirytowana tem, że mąż zaproponował, aby sprzedać posiadane przez nich siedemdziesiąt pięć akcyj po obecnym kursie dwóch tysięcy pięciuset dwudziestu franków; tym sposobem mieliby sto osiemdziesiąt dziewięć tysięcy franków, czyli przeszło sto tysięcy nad to, co wynosiła cena kupna. Czy on oszalał na starość? Jakże można myśleć o sprzedaży wtedy, gdy „la Côte financière* przepowiada, że kurs akcyj podniesie się niezawodnie do trzech tysięcy franków? Prze-