Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/488

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na dworze, a biedny jej mąż musi biegać po ulicy w taki deszcz ulewny! On tak gardzi pieniędzmi, sama myśl zajmowania się kwestyami pieniężnemi sprawia mu tyle przykrości, tyle go kosztuje upominanie się o nie nawet u tych, którzy mu są dłużni... I nie słysząc nic, w myślach swych zatopiona, zastanawiała się nad drobnemi wypadkami dnia dzisiejszego od obwili, jak ze snu otworzyła oczy, podczas gdy dokoła niej wrzała gorączkowa praca dziennikarska, współpracownicy biegali z pokoju do pokoju, chłopcy kręcili się z odbitkami, co chwila ktoś trzaskał drzwiami lub też dzwonił na służbę.
Najprzód o dziewiątej rano — zaledwie Jordan wyszedł z domu, w celu dowiedzenia się szczegółów jakiegoś wypadku, o którym miał podać wzmiankę do dziennika — Marcela nieubrana jeszcze z wielkiem przerażeniem ujrzała wchodzącego do mieszkania Buscha w towarzystwie dwóch jakichś bardzo brudnych jegomościów — może komorników a może złodziei — tej wątpliwości rozstrzygnąć nie była zdolną. Obrzydliwy ten Busch, korzystając zapewne z tego, że zastał ją samą, oświadczył, iż zajmie wszystkie rzeczy, jeżeli mu natychmiast nie zapłaci całej należności. Napróżno biedna kobieta, nie znając żadnych prawnych formalności, próbowała opierać się temu: on z taką zaciętością zapewniał, że ma wyrok i przybije go na drzwiach mieszkania, że oszołomiona uwierzyła wreszcie w możliwość takiego