Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/472

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sprzedawajcież sobie! — wybuchnął — może i ty także ośmielisz się sprzedawać akcye!... Tak, grajcie przeciwko mnie, skoro pragniecie mojej zguby!...
Pani Karolina zarumieniła się nieco, gdyż poprzedniego dnia właśnie sprzedała tysiąc akcyj, aby uczynić zadość żądaniu brata. Sprzedaż ta przyniosła i jej samej taką ulgę, jaką sprawia dokonanie chociażby po niewczasie czynu uczciwego. Nie przyznała się jednak do tego, bo Saccard nie pytał się jej wprost, zarumieniła się tylko jeszcze więcej, gdy on mówił dalej:
— Jestem przekonany, że wczoraj naprzykład ktoś nas zdradził. Cała paka naszych akcyj pojawiła się na giełdzie i z pewnością kursy byłyby spadły, gdybym nie był temu zapobiegł... To nie sprawka Gundermanna, jego sposób postępowania jest powolniejszy, chociaż w gruncie rzeczy znacznie szkodliwszy... Ach! moja droga! jestem dobrze zabezpieczony a przecież drżę z obawy, bo nawet obrona własnego życia jest niczem, w porównaniu z obroną cudzych i własnych pieniędzy.
Istotnie od tej chwili Saccard przestał być panem swego czasu. Przeistoczył się on teraz w milionera, który na każdym kroku, wygrywając i odnosząc zwycięztwa, lęka się nieustannie, że na głowę pobitym zostanie. Nie miał nawet czasu na schadzki z baronową Sandorff w mieszka mu przy ulicy Caumartin. Prawdę mówiąc zmęczyła go już ona kłamliwym oczu blaskiem i lo-