Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Saccard popierał swe twierdzenia żywemi gestami, prostował się dumnie i istotnie wielkim się stawał, gdy stojąc z rękoma wzniesionemi w górę, opiewał potęgę złota jak poeta, którego zapału ani upadłości, ani ruiny ochłodzić nie zdołały. To nieustanne popędzanie interesów, to prowadzenie ich szalonym galopem, był to jego system, według którego postępował instynktownie. Forsownie wywoływał powodzenie i wszystkie żądzę rozbudzał błyskawicznym pędem Banku powszechnego: w przeciągu lat trzech wypuszczono trzy emisye, kapitał podskoczył z dwudziestu pięciu na piędziesiąt, potem na sto, wreszcie na stopiędziesiąt milionów a szalony ten postęp zdawał się zapowiedzią cudownego i trwałego powodzenia. Dywidendy także podnosiły się z niebywałą szybkością: nic w pierwszym roku, potem dziesięć franków, potem trzydzieści trzy franki, potem wreszcie trzydzieści sześć milionów i spłata wszystkich akcyj! A wszystko to działo się przy gorączkowym, pozornym rozpędzie całej maszyny, przy fikcyjnych subskrypcyach, przy zatrzymywaniu akcyj na rachunek towarzystwa, aby wzbudzić wiarę w całkowitą wpłatę kapitału, przy gwałtownej zwyżce, jaką wywoływała gra na giełdzie, gdzie każde zwiększenie kapitału coraz wyżej podnosiło kursy.
Hamelin, zagłębiony wciąż w rozpatrywaniu projektu, nie popierał dowodzeń siostry, ale