Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

działa ich już przed sobą, bo nieświadomą pracą umysłu — wciąż instynktownie powracającego do tego szpiegowania ilekroć puściła wodze myślom — starała się odtworzyć to, co Saccard porabiał dnia wczorajszego i co się dzisiaj z nim działo. Co się tyczy Saccarda, tryb jego życia nie zmienił się wcale na pozór: rano — kłopoty i prace do stanowiska dyrektora przywiązane, popołudniu — giełda, obiady proszone, premiery, kolacye lub też wesoła zabawa w gronie aktorek, o które ona wcale zazdrosną nie była. A przecież pomimo tego, przeczuwała ona w nim żywe zainteresowanie się czemś, co mu zajmowało teraz godziny, dawniej w inny sposób spędzane. Bezwątpienia przyczyną tego zainteresowania się jest owa kobieta i schadzki z nią w miejscowościach, których ona poznać nawet nie choiała. Stała się teraz podejrzliwą i nieufną, mimowoli zaczęła znów „odgrywać rolę policyanta“ — jak brat jej mawiał żartobliwie, śledziła nawet uważnie interesy Banku powszechnego, czego przez czas jakiś zaniechała, bo przywiązanie do Saccarda natchnęło ją bezgraniczną ufnością. Mnóstwo niedopełnionych formalności oburzało ją, sprawiając przykrość niewypowiedzianą. Po chwili zdziwiła się, sama czująo, że w głębi duszy działalność Banku stała się jej obojętną, że nie znalazłaby siły do wypowiedzenia słowa przestrogi, lub do zapobieżenia czynem złemu — bo całą jej istotę ogarnął śmiertelny niepokój, wywołany tą zdradą, z któ