Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem łóżeczku, na którem córeczka jej czyściutko ubrana siedziała wsparta na poduszkahc i zajadała bułkę z konfiturami.
Poznała panią Karolinę, którą poprzednio widziała była u Saccarda, gdy przybiegła do niego, błagając o ratunek.
— Ach! droga pani, oto znowu moja biedna Magdusia jest ocalona! To dziecko ma we krwi całe nasze nieszczęście i doktór powiedział, że umrze niezawodnie, jeżeli pozostanie w domu, gdzie ją ciągle szturchano. A tutaj ma spokój, mięso, wino, oddycha świeżem powietrzem... Proszę, niech pani powie temu dobremu panu, że do ostatniej chwili życia błogosławić go nie przestanę.
Łkanie głos jej tłumiło, serdeczna wdzięczność przepełniała serce. Mówiła ona o Saccardzie, gdyż podobnie jak większość rodziców, których dzieci były w Domu pracy, nie znała nikogo, oprócz niego. Księżna Orviedo nie pokazywała się nikomu, on zaś przez czas długi zajmował się gorliwie zaludnianiem tego zakładu, wyciągając nędzarzy z błota i rynsztoków, pragnąc jak najrychlej puścić w ruch tę maszynę miłosierdzia, która po części i jego była dziełem. Przywykły ulegać zawsze pierwszemu popędowi, nieraz z własnej kieszeni rozdawał po kilka franków biednym rodzicom, których dzieciom zapewniał schronienie. Nie dziw też, że dla tych