Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kochany panie, mówiono mi, że zamierzasz pan wycofać się z interesów. Czy to prawda?.. Jeżeli tak, to dobrze pan robisz.. tak będzie lepiej.
Słowa te zabolały Saccarda jak smagnięcie biczem po twarzy. Wyprostował się i głosem ostrym jak miecz odparł krótko:
— Zakładam nowy bank z kapitałem dwudziestu pięciu milionów franków. Za parę dni wybiorę się do pana i bliżej o tem pomówimy.
To mówiąc, wyszedł z sali, w której znów gwar powstał, bo wszyscy popychając, tłoczyli się we drzwiach, aby nie spóźnić się na otwarcie giełdy. Ach! gdyby raz wreszcie mu się powiodło! gdyby mógł postawić nogę na głowach tych ludzi, którzy odwracali się od niego!.. stanąć do walki z tym królem złota i obalić jego potęgę!.. Nie był jeszcze stanowczo zdecydowanym, czy wprowadzi w czyn swe zamiary i sam się dziwił słowom, które wyrzekł, czując potrzebę odpowiedzenia na tę szyderczą uwagę. Czyż mógł jednak gdzieindziej próbować szczęścia teraz, gdy brat go opuścił, gdy ludzie ironią i chłodem popychali go do walki, podobnie jak zbroczonego krwią byka kijami zapędzają znów na arenę? Przez chwilę stał na chodniku, trzęsąc się z gniewu.
W tej porze dnia życie całego Paryża ześrodkowuje się na placu giełdy pomiędzy ulicami Montmartre i Richelieu, któremi niby dwiema arteryami napływają wciąż fale ludzi. Ze wszystkich