Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pak kończy lat dwanaście. Za życia matki patrzył często na różne rzeczy nieprzyzwoite, bo Rozalia nie kryła się przed dzieckiem, jeżeli wróciła pijana... Przyprowadzała z sobą mężczyzn a wszystko to działo się przy nim... Potem znów ja nigdy nie miałam czasu na to, aby go pilnować, bo całemi dniami musiałam biegać po mieście. Chłopak, zostawiony samopas, włóczył się od rana do wieczora. Dwa razy musiałam wydostawać go z kozy, gdzie go wsadzono za kradzież... Co prawda, mówić o tem nie warto, bo kradł tylko drobiazgi... Potem znów podrósłszy, zaczął latać za dziewczynami... i nic dziwnego, napatrzył się tego za życia matki. Zresztą, zobaczy go pani, wygląda już jak dorosły mężczyzna, chociaż ma dopiero dwanaście lat... Chciałam, żeby wziął się wreszcie do roboty i dlatego oddałam go Eulalii, przekupce, która sprzedaje jarzyny w Montmartre. Chodzi z nią do hal i pomaga dźwigać kosze. Ale na nieszczęście Eulalia zachorowała teraz... zrobił jej się wrzód na biodrze... No, jesteśmy już na miejscu... proszę, niech pani wejdzie!
Pani Karolina cofnęła się mimowoli. W głębi dziedzińca, za istną barykadą gnoju i śmiecia, ujrzała ona nie mieszkanie, lecz ohydną, cuchnącą dziurę, jakąś budę wgniecioną w ziemię a podobną do kupy gruzów wspartej na kilku deskach. Nie było tu ani jednego okna; chcąc wpuścić trochę światła, trzeba było otworzyć drzwi niegdyś