Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gra ta jest właśnie duszą, ogniskiem, płomieniem odżywczym tego olbrzymiego mechanizmu, o którym ja marzę! Wiedzże pani, że to wszystko jest niczem jeszcze! że ten marny kapitał dwudziestu pięciu milionów franków jest li tylko łuczywem, które trzeba wrzucić w maszynę na pierwszą podpałkę... że w miarę jak się nasze operacye rozszerzą, ja go potrafię zdwoić, powiększyć cztery, pięć a nawet dziesięć razy!... że nam potrzeba istnego gradu sztuk złota, tańca milionów, jeżeli rzeczywiście chcemy dokonać takich cudów, jakie zapowiadamy! A! naturalnie!... niejeden się stłucze i przewróci! Niepodobna przecież wstrząsnąć całym światem bez uduszenia w tłumie kilku przechodniów!
Pani Karolina patrzyła na niego ze zdziwieniem. Zapał jego i ufność niezłomna czyniły go prawie pięknym w oczach tej kobiety, kochającej wszystko, co tchnęło siłą i czynem. Nie mogła podzielać teoryj, przeciw którym prawy jej umysł bunt podnosił, pozornie jednak złożyła broń.
— Niechże i tak będzie! Być może, że jako prosta kobieta lękam się nadmiernie owych walk życiowych. Przez wzgląd na mnie jednak staraj się pan o to, aby jak najmniej ofiar padło, a przedewszystkiem oszczędzaj pan tych, których kocham.
Saccard, upojony własną wymową, oraz dumny z przedstawienia rozległych swych planów, uśmiechnął się dobrotliwie.