Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zapewne, a jednak wszystkie stowarzyszenia tak czynią.
— To źle. Nikt ich do tego nie upoważnia.
Saccard, siłą woli tłumiąc gniew, uśmiechnął się pobłażliwie i zwrócił do Hamelina, który z widocznem zakłopotaniem słuchał w milczeniu tej rozmowy.
— Mam nadzieję, że pan przynajmniej pokładasz we mnie zaufanie... Nie brak mi doświadczenia to też z zupełnym spokojem możecie złożyć w moje ręce wszystkie finansowe sprawy. Postarajcie się tylko o dobre pomysły, ja zaś obowiązuję się w zamian wyciągnąć z nich możliwie największe zyski. Zdaje mi się, że człowiek praktyczny nic lepszego powiedzieć nie może.
Nieśmiały inżynier, człowiek słabego charakteru, starał się tę sprzeczkę w żart obrócić.
— O! w Karolinie znajdziesz pan nielitościwe go krytyka! — rzekł, unikając stanowczej odpowiedzi. — Ta kobieta stworzona jest na nauczyciela!
— Ja zaś jak najchętniej zapisuję się w poczet jej uczniów — z wytworną grzecznością oświadczył Saccard.
Pani Karolina roześmiała się także, co położyło koniec ostrej dyskusyi. Dalsza rozmowa toczyła się znów w poufnym, serdecznym tonie.
— Nie dziw mi się pan — odrzekła — kocham nadewszystko mego brata, pan także jesteś mi droższym, niżeli sam przypuszczasz i dlatego