Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słuchając przenikliwego głosu Saccarda, pani Karolina oczyma wyobraźni widziała już rozkwit prorokowanej przez niego cywilizacyi. Rysunki owe i plany nabierały życia, zaludniały się: spełniało się wreszcie jej marzenie, widziała Wschód otrząsający się z rdzy barbarzyństwa, wyzwolony z ciemnoty, z całą wyszukaną subtelnością wiedzy, osiągający zyski z urodzajnej ziemi i z pięknego nieba. Wszak raz już była świadkiem takiego cudu: widziała ów Port Sald, który w ciągu lat kilku wyrósł na nagiem wybrzeżu; najprzód powstało kilka chat służących za schronienie pierwszym robotnikom, niebawem stanęła mieścina o dwóch tysiącach ludności, wreszcie zaś miasto mające dziesięć tysięcy mieszkańców, wspaniałe domy i wielkie magazyny. Wytrwała praca mrowiska ludzkiego stworzyła tu życie i dobrobyt. Podobne obrazy snuły się znów przed jej oczyma; widziała ów niczem niewstrzymany pochód ludzkości, która goniąc za szczęściem, ulegając potrzebie czynu, idzie przed siebie, nie wiedząc dokąd dojdzie, ale pragnie swobody i lepszych warunków bytu. Niestrudzona mrówki, przebudowując mrowisko, poruszały ziemię z posad... wytrwała praca zapewniała człowiekowi nowe rozkosze, stokrotnie wzmagała jego potęgę, z dniem każdym powiększała jego zdobycze. Pieniądz, idąc ręka w rękę z wiedzą, wytwarzał postęp.