Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na dzień następny — on pocieszać ją zaczął tak serdecznemi, pełnemi współczucia słowy, że głośnym. wybuchnęła płaczem. Przejęta niewymownem rozrzewnieniem, obezwładniona poniekąd, znalazła się w jego objęciach, oddała mu się — bez radości ani dla siebie, ani dla niego. Oprzytomniawszy, nie oburzała się, nie czyniła mu wyrzutów — tylko smutek jej stał się jeszcze głębszym. Dlaczegóż pozwoliła na to, co się stało? Wszak nie kochała tego człowieka i on zapewne nie kochał jej także? Nie dlatego, aby sądziła, że wiek jego lub też powierzchowność nie może wzbudzić uczucia; przeciwnie, lubiła nawet ruchliwą jego fizyonomię i żywość, malującą się w całej jego postaci. Nie znając go jeszcze, mniemała, że jest to człowiek usłużny, niepospolicie wykształcony, że zdoła wykonać wielkie plany jej brata z pomocą środków, przed któremi nie cofnąłby się żaden przeciętnie uczciwy człowiek. Bolała tylko nad niedorzecznością swego upadku. Któżby uwierzył, że kobieta rozsądna, umiejąca panować nad sobą, kobieta, która przeszła tak ciężką szkołę życia, upadła teraz w przystępie rozdrażnienia, jak sentymentalna gryzetka? Co gorsza, czuła, że Saccard niemniej od niej jest zdziwiony a nawet niezadowolony z tego, co się stało. Gdy, chcąc ją pocieszyć, mówił o panu Beaudoin jako o dawnym jej kochanku, którego wiarołomność zasługiwała tylko na zapomnienie, gdy ona z niekłamanem oburzeniem zaprzeczyła temu i przy-