Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

samemu sobie odpowiadaj, że mogłoby to sprowadzić bardzo powszednie a nawet nieprzyjemne następstwa i odkładając próbę na później, ograniczał się na serdecznym uścisku ręki, zadawalniając się szczerą jej życzliwością.
Nagle pani Karolina stała się znów bardzo smutną. Pewnego ranka zeszła na pierwsze piętro blada, przygnębiona, z zaczerwienionemi od płaczu oczyma. Nie mogąc dowiedzieć się, co spowodowało jej zmartwienie, Saccard przestał nalegać, bezsilny wobec wielokrotnych jej zapewnień, że nic złego się nie stało i że nie zmieniła się wcale. Nazajutrz dopiero zrozumiał wszystko, znalazłszy u niej na stole list z zawiadomieniem o ślubie pana Beaudoin z córką pewnego konsula angielskiego, z młodziutką i bardzo bogatą panienką. Cios ten uderzył w nią tem boleśniej, że wiadomość owa nadeszła w banalnym liście bez uprzedniego przygotowania, bez pożegnania nawet. Utrata ostatniej nadziei, dodającej sił i odwagi w chwilach zwątpienia, stanowiła bolesny przełom w życiu nieszczęśliwej kobiety. Traf zrządził, że — o! okrutna ironio losu! — poprzedniego dnia właśnie, odebrawszy wiadomość o śmierci męża, przez czterdzieści osiem godzin niespełna łudziła się, że marzenia jej wkrótce urzeczywistnionemi zostaną. Wobec zburzonego gmachu szczęścia, straciła siły i energię. Tegoż samego wieczoru, gdy, jak zwykle, przed pójściem spać weszła do Saccarda, aby wydać rozporządzenia