Strona:PL Zola - Płodność.djvu/901

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie, nie, nie pozostawiajcie go tutaj... Tam w tym pokoju obok jest łóżko... Uniesiemy go delikatnie z materacem i złożymy na tem łóżku.
Był to pokój Maurycego, było to łóżko, na którem umarł Maurycy i Konstancja przez pietyzm macierzyński zachowała go nietkniętym, poświęcając ten pokój pamięci syna takim, jakim on go opuścił. Ale co tu powiedzieć? jak przeszkodzić, aby ten Błażej nie umarł na łożu jej syna z kolei, on, przez nią zabity?
Groza tej myśli, jej okropność, ten los mściciel, co dopuszczał do takiego świętokradztwa, wszystko to obudziło w niej bunt taki, że stanęła wyprostowana, sztywna, jakby pod chłostą; czułą równocześnie, że posadzka usuwa jej się z pod nóg i zawrót głowy ją ogarnia. I okazała, że jest w niej nadzwyczajna jakaś siła, wola i harda, bezczelna niemal odwaga. Kiedy przenoszono obok niej rannego, drobne jej chude ciało wyprężyło się, zdało się, że urasta. Popatrzała na niego, wyżółkła twarz jej żadnej nie uległa zmianie, prócz lekkiego mrugania powiek i drgania nerwowego, mimowolnego w lewym kąciku ust, które przeciągnęło je w lekki grymas. I to było wszystko; a po chwili napowrót znów była spokojną zupełnie, panowała nad każdym ruchem, nad głosem, czyniąc i mówiąc to tylko co było potrzebnem, bez wylewów i wyrzekań, ale z miną osoby przejętej tylko do głębi niespodziewaną katastrofą.