Strona:PL Zola - Płodność.djvu/881

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przez chwilę starał się marzyć dla nich. On, tak osamotniony teraz, popadły w słabość, w nieśmiałość dziecięcą, nie pragnął już niczego więcej do śmierci nad ten kącik zacieniony, do którego przywykł, nad tę pracę niewybitną, którą podejmował co dnia, niby koń w maneżu, obracający koło.
Posądzano go wszakże, że w swem mieszkaniu na bulwarze Grenelle, które uporczywie zatrzymywał dotąd, prowadzi życie jakieś tajemnicze, dziwną jakąś egzystencyę maniaka, utrzymywaną w sekrecie i strzeżoną zazdrośnie. Służąca miała polecenie nie wpuszczać tu nikogo. Zresztą i jej nic nie było wiadomem. Jeżeli pozostawiał jej staraniom pokój jadalny i salon, nie dopuszczał aby przestąpiła próg dawnej ich małżeńskiej sypialni, ani pokoju Reginy, do których on sam tylko miał wstęp. Zamykał się w nich, sam sprzątał je zawsze a nikt nie wiedział na pewno co tam roobi. Były to jakby jego sanktuarya tajemnicze swą grozą, w których on tylko był jedynym kapłanem i gorliwym wyznawcą, co sam jeden w nich się modlił.
Daremnie służąca usiłowała go podpatrzyć; daremnie, ilekroć miał dzień wolny, przykładała ucho do drzwi, nie zobaczyła nic, nic nie posłyszała nigdy. Żywa dusza nie mogłaby powiedzieć jakie relikwie zawierała ta kaplica ani jakiemi religijnemi praktykami on czcił pamięć drogich swych zmarłych. Inną jeszcze przyczyną ździ-