Strona:PL Zola - Płodność.djvu/695

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pierwej postarać mu się o gniazdko. I kiedy drugi z bliźniąt, Dyonizy, wstępował właśnie do szkoły specyalnej, Beauchêne świadomy wszystkiego, ochotnie podjął się wziąć do siebie Błażeja, rad, że w ten sposób może okazać poszanowanie, jakie w nim budził wzrastający wciąż majątek tych poczciwych krewniaków, jak ich teraz nazywał.
Mateusz, którego wprowadzono do żółtego sasaloniku Konstancyi, zastał ją właśnie przy herbacie, którą tu piły wraz z panią Angelin po powrocie od akuszerki. Niezawodnie niespodziewane przybycie Beauchêna przerwało w nieprzyjemny sposób wzajemne zwierzenia obu wzruszonych kobiet. Pod pozorem niedalekiej podróży, powracał on prawdopodobnie z jakiejś orgii, jednego ze zwykłych raczeń się jasnowłosem ciałem, jednej z tych przygód miłosnych, których zawiązku trzebaby szukać było na ulicznym chodniku i zanudzał teraz obie kobiety hałaśliwemi kłamstwami, niecałkiem wytrzeźwiały jeszcze, ledwie obracający językiem, z oczyma podbitemi i zgorączkowanemi, rzucając bezwstydnie w oczy wszystkim swe nadmierne zamiłowanie w życiu.
— A! mój kochany — zawołał — opowiadałem tu paniom właśnie mój powrót z Amiens... co tam za znakomite przyrządzają pasztety z kaczek.
Potem kiedy Mateusz wspomniał mu o Błażeju obsypał go zapewnieniami o swej przyjaźni: to