byłam sama w domu, nie wychodziłam wcale; a gdy przyszedł wcześnie przyjaciel nasz Santerre na szklankę herbaty, schroniłam się z nim razem do mego saloniku, aby nam dzieci nie robiły hałasu nad głową... Przypuszczam, że się położyły spać o zwykłej porze.
— Czy mała spała dobrze, czy się nie skarżyła na co w nocy?
— Tego nie wiem; nie zdaje się być cierpiącą. Nie przypuszczam nawet, by była chorą, bo pan pojmuje, że inaczej nie wyszłabym dziś po południu, gdybym miała choć cień obawy o jej zdrowie. Jednakże chciałam się pomimo to poradzić pana, panie doktorze, tak bardzo zdumiewa mnie jej upór, nie chce wcale wstać z łóżka. Chodźmy do jej pokoju, doktorze, złajaj ją pan ostro i postaw tem odrazu na nogi.
Teraz powrócił i Séguin. Wysłuchał ostatnich słów powiedzianych przez żonę, ścisnął w milczeniu rękę doktora, który udawał się za Walentyną do pokoju małej. Potem zwrócił się do Mateusza, tłómacząc się przed nim:
— Niech mi pan wybaczy, panie Froment, że pozwoliłem panu czekać. Koń mi zachorował, dzielny wyścigowiec, na którym wielkie budowałem nadzieje. Koniec końcem, wszystko źle idzie... Mówmy więc o naszym interesie, który także zupełnie mi się nie powiódł.
I wykrzyknął przeciw Lepailleur‘owi, który za
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/637
Wygląd
Ta strona została skorygowana.