Strona:PL Zola - Płodność.djvu/613

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

brudnem legowisku znalazł dziś ojciec swoją córkę, swoją ukochaną Reginę, swój ideał, bóstwo swoje, którego kult wyłączny wypełniał całe jego życie. Prześliczna głowa dziewczęcia, blada jak wosk, gdyż krew cała uszła z ciała przez występne rany, spoczywała w rozsypanych splotach ciemnych włosów. Jej okrągła i świeża buzia, tak miła, tak wesoła, rozpłomieniona żądzą zbytku i uciech, gdy jeszcze żyła, przybrała teraz po śmierci straszliwą surowość i powagę zrozpaczonego żalu po wszystkiem co w tak okropny sposób porzucić musiała. Była martwą i samą, nie było przy niej nikogo, nawet świecy nie postawiono. Tylko prześcieradłem przykryto ją aż pod brodę a za całe przybranie żałobne izby, w której spoczywała, wymyto źle, strugi krwi pod łóżkiem, która tam popłynęła po przez materace. Ta wielka mokra plama na podłodze, źle wytarta i miejscami jeszcze czerwona, opowiadała cały straszliwy dramat.
Pijany z bólu, chwiejąc się, zatrzymał się Morange. Byłaż to Walerya, byłaż Regina, która z nich obu? Zdawało mu się, że matka odżyła w córce, że powróciła, aby w ten sposób znowu przeżyć z nim kilka chwil pełnych miłości, że zawsze stanowiły jedną i tę samą kobietę, teraz zaś miał tego dowód, bo oto córkę stracił w ten sam sposób, w jaki odeszła matka. Rozkwitła na chwilę w całej swej piękności jak kwiat rozwijający się w słońcu, wracała znowu w ciem-