Strona:PL Zola - Płodność.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziwego zbytku. Narzekała teraz przed Celestyną:
— Ach jak mi ciężko, że musiałam mojego Piotrusia wysłać na wieś tak daleko! Mam męża a całemi dniami go nie widuję, mam dziecko, ale go wcale nie widzę! Cóż zrobić... biedni ludzie muszą się do swego losu przystosowywać! Bo jakżeżbym mogła wychować Piotrusia w moim ciasnym sklepiku i będąc zajętą od rana do wieczora.. Ale uspokoić się nie mogę, tak mnie to martwi, że nie mogę go sama karmić... a gdy mój mąż wraca do domu to tylko o naszym chłopcu z sobą mówimy, tak go oboje kochamy... Panno Celestyno, więc napewno w Rougemont jest zdrowe powietrze? i dzieci nigdy tam nie chorują?
Dalszą rozmowę przerwało nadejście kobiety, na której widok pani Menoux, aż krzyknęła z radości.
— Ach pani Couteau!.. jak dobrze zrobiłam, że przyszłam! Wśród okrzyków radości i powitań, la Couteau opowiadała, że przybyła do Paryża nocnym pociągiem z całą czeredą mamek, więc najpierw musiała je odprowadzić do kantoru stręczeń przy ulicy Roquépine i teraz dopiero puści się na miasto za swojemi interesami.
— Chciałam wstąpić do Celestyny a ztąd byłabym prosto poszła do pani... Ale kiedy się