Mateusz stał przed nią w zachwyceniu, szczęśliwy z pierwszego uśmiechu dziecka, szczęśliwy z wesołości i apetytu ich wszystkich, szczęśliwy obfitością mleka, życiem świat darzącego. Znów pochwyciło go marzenie zamierzonej twórczości i po raz pierwszy odezwał się o tem głośno, wyznając przed Maryanną to, czego dotąd przed nikim nie wyjawił.
— Czas, bym się wziął do dzieła i założył królestwo pozwalające tem dzieciom mieć chleba poddostatkiem... A przecież przybędą nam inne dzieci, z każdym rokiem zjawi się nowy przybysz... Czy chcesz wiedzieć? czy chcesz, bym ci powiedział, jak widzę naszą przyszłość?...
Podniosła na niego oczy i z uśmiechem, z zajęciem zawołała:
— Ach dobrze, dobrze! powiedz mi swój sekret, jeżeli uznałeś, że już możesz się ze mną tem podzielić.. Domyślałam się, że się nosisz z jakiemi ważnemi projektami... Lecz o nic ciebie nie pytając, czekałam.
Nie odpowiedział jej wprost, lecz ulżył sobie w oburzeniu, jakie go nagle chwyciło pod wrażeniem wspomnienia rozmowy z młynarzem.
— Czy wiesz, ten Lepailleur, chociaż wygląda chytrze, jest głupi i leniwy. Bo czyż może być coś niedorzeczniejszego, jak wyobrażać sobie, że ziemia przestała być płodną, że ziemia bankrutuje; ziemia! ta nasza wiekuista matka, wiekuista
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/380
Wygląd
Ta strona została skorygowana.