Strona:PL Zola - Płodność.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie kucharka, służąca u tych samych państwa co owa ładna blondynka i prowadzi mnie do niej bocznemi schodami, do izdebki na szóstem piętrze. I cóż tam ujrzałam na jednem z dwóch łóżek?... nieszczęśliwą blondynkę w kałuży krwi, z rękami zaciśniętemi około szyi dziecka, które już udusiła wpierw, aniżeli wydostało się w całości z jej łona... lecz i ona umarła... umarła z krwotoku tak obfitego, że krew, przeciekłszy przez materace, strugą spłynęła na podłogę... Ale godnem zastanowienia jest okoliczność, że owa kucharka śpiąca na łóżku tuż obok, nic nie słyszała... Dopiero przebudziwszy się, ujrzała co się dzieje... A więc czy pan sobie zdaje sprawę jaką męczeńską noc przebyła rodząca?... Dławiła w piersi krzyk bólów, siliła się, by nie obudzić towarzyszki, wyczekiwała ukazania się głowy dziecka, by ją pochwycić i zdusić z gorączkowem wytężeniem... a następnie, tracąc potoki krwi z nadmiernego wysiłku, pozostała tak słabnąc stopniowo, aż wreszcie skonała i zastałam ją nieżywą, z rękami już sztywniejącemi ale wrosłemi w szyję uduszonego maleńkiego trupa... Naturalnie, że powiedziałam kucharce, iż do mnie takie sprawy nie należą i posłałam ją po doktora, by spisał akt zejścia... Ale niechaj mnie pan wierzy, że dotąd nie mogę się uspokoić takie mam wyrzuty sumienia, że nie poratowałam tej biednej dziewczyny, gdy przyszła prosić mnie