Strona:PL Zola - Płodność.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dzieci jeszcze śpią, więc błagam cię, byś nie wstawała... Leżąc, wypoczywasz...
Przebiegł go dreszcz i teraz dopiero spostrzegł, że w pokoju było chłodno. Zmartwił się, że najpierw nie pomyślał o rozpaleniu ognia. Zbliżył się do kominka i wyciągnął leżące na boku wiórki i drzazgi.
— Jaki ja niedorzeczny! Pewnie ci zimno?... a ja ani pomyślałem o tem, co powinienem był najpierw zrobić!
Przysiadł przed kominkiem a Maryanna wołała:
— Zostaw to!... później Zoe rozpali... albo zaraz ją zawołaj! — Nie!... nie! ja lepiej od niej umiem ogień rozpalać! a wreszcie dlaczegóż nie mam tego zrobić, kiedy mnie to bawi...
Głośno się roześmiał z uradowania, gdy buchnął płomień, napełniający pokój nowem weselem...
— Teraz — rzekł — jest tutaj dobrze, jak w prawdziwym raju!
Zaledwie że zdążył się umyć i ubrać, gdy po drugiej s ronie ściany, wzdłuż łóżka, rozległo się pukanie.
— Otóż i dzieciaki już się rozbudziły! — zawołał ze śmiechem. — Dzisiaj niedziela, więc pozwólmy im przyjść.
Tymczasem w dziecinnym pokoju robiło się coraz to gwarniej, dolatywało szczebiotanie poje-