Strona:PL Zola - Płodność.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z pomieszczonym rezultatem wygrywających numerów wartościowych papierów kredytu narodowego, zmieniło kierunek myśli Mateusza. Nagle przypomniał sobie małżonków Morange w nowem mieszkaniu, rojących o dorobieniu się majątku, gdy mąż porzuciwszy Beauchêne’a wstąpi na służbę do jednego z wielkich banków, gdzie zasługa bywa hojnie wynagradzana. Małżonków tych pożerała ambicya i drżeli, by jedyna ich córka nie była zmuszona wyjść za mąż za jakiego drobnego urzędnika, pragnęli bowiem za pośrednictwem jej małżeństwa wspiąć się o stopień wyżej w hierarchii społecznej, ulegając w tem zarazliwej gorączce demokracyi, wytrąconej z równowagi równością polityczną wobec nierówności ekonomicznej. Bogactwo innych rozniecało w nich zazdrość, gotowi byli zaciągać długi, byle chociażby zdaleka módz naśladować elegancyę klasy wyższej, a uniesieni szaleństwem tych drobnych ambicyj, zatracali wrodzone swoje przymioty, psuli posiadane szczęście. O tej porze już musieli być w łóżku, bo Morange nigdy wieczorem nie wychodził, z domu a Walerya do skąpstwa posuwała oszczędzanie świec i oleju w lampach, by módz się wystroić w niedzielę. Mateusz, wiedząc, że się kochają, wyobrażał ich sobie w ciemnym pokoju, przytulonych do siebie, pieszczących się jak para kochanków, ale zarazem pilnie czuwających nad sobą w obawie przed dzieckiem, bo byłoby ono dla nich śmiertelnym kłopo-